Wsłuchiwałam
się ostatnio w utwory Alexa Hillsa – kompozytora brytyjskiego urodzonego w 1974
roku. Przyczyna, dla której sięgnęłam po jego płytę „Music of Making Strange”
była taka, że od prawie dwóch lat regularnie uczęszczałam jego wykłady, które
genialnie poruszały zagadnienia muzyki tonalnej. Muzyka Alexa Hillsa jednak, w
przeciwieństwie do jego wykładów, nie patrzy wstecz.
Muszę
przyznać, że świat muzyki elektronicznej, traktowanie dźwięku jako zjawisko
samowystarczalne, czy utwory oparte jedynie na strukturach rytmicznych są mi
obce. Wysłuchanie chociaż kilku taktów „Partiels” Griseya powoduje, że nagle
ogarnia mnie tęsknota za ukochaną, tak dobrze znaną zależnością dominanty i
toniki. Zdając sobie sprawę z mojego ubogiego obeznania w tej sferze,
postanowiłam ją krok po kroku – i proces ten trwa już jakiś czas – eksplorować.
Największą
uwagę na płycie Alexa Hillsa przyciąga ostatni utwór o tytule, który zdradza
filozofię kompozytora i inspirację dla jego twórczości: „Ostranenie”. Sięgnęłam
do słownika i zaczęłam czytać… I dzięki temu tytułowi już wiem, jak przekonać
ignorantów (do których niegdyś należałam) do muzyki niekonwencjonalnej!
Ostranenie to
neologizm stworzony przez rosyjskiego myśliciela Viktora Shlovskiego. Oznacza
on „zdziwaczanie” – czynienie czegoś dziwnym w artystycznym celu. Ostranenie
bezpośrednio odnosi się do literatury – język, którym posługujemy się na co
dzień, ten, w którym pisze się artykuły i powieści jest językiem normalnym. Ten,
którym pisze się wiersze, musi być „dziwny”, czyli obfitować w zniekształcone
wersje tego, co jest nam znane. W muzyce ostranenie odbywało się przez setki
lat w na gruncie ustabilizowanych form (zniekształcenia formy sonatowej u
Beethovena), pojedynczych dźwięków i ich zachowania w systemie tonalnym (jak na
przykład proste B w sonacie Mozarta, które zamienia się w pełne napięcia,
potrzebujące rozwiązania Ais) czy technik kompozytorskich (przykładem może być
skomplikowana struktura Die Kunst der Fuge Johanna Sebastiana Bacha).
Dzisiaj
jednak bardzo trudno jest nas czymś zadziwić. Rozwiązania dominanty na tonikę
spodziewamy się tak samo, jak i rozwiązania zwodniczego, więc element
zaskoczenia traci na swojej mocy... Formy sonatowe gramy od lat i już nas nie
dziwi, że czasami zdarzają się dwie ekspozycje lub brakuje II tematu… Kunst der
Fuge jest wielkie dlatego, że jest; ale czemu tak naprawdę tak sądzimy - nie
wiadomo. Wszystko jest normalne; o wszystkim słyszeliśmy; wszystkiego nas
nauczono.
Moją
propozycją na owo zobojętnienie jest potraktowanie muzyki tonalnej (tej starszej
i tej nowszej) jako prozę. Jako język normalny, codzienny, który znamy i
którego używamy. Służy nam oczywiście do przekazywania emocji, ale jest to
język pozbawiony anomalii.
Muzykę
eksperymentalną zaś proponuję potraktować jak poezję. Pełną dziwnych porównań;
neologizmów; metafor, które na pierwszy rzut oka nie mają sensu.
Jak wiersze
– te dziwnie krótkie i te nadzwyczajnie długie.
Te, które
korzystają z pełnych zdań z odwróconym szykiem i te, które zupełnie wyparły się
podmiotu i orzeczenia.
Jak wiersze
bez tytułu i te bez konkluzji, i te tak mocno skomplikowane, że wydają się być
poza zasięgiem czytelnika.
Jak poezję,
która powstaje z potrzeby artysty, jak poezję, która nie chce ubierać kostiumu
sprzed lat. Poezję, której zadaniem jest sprawić, byśmy poczuli się dziwnie i
nieswojo, wyprowadzić nas z wygodnej równowagi.
Zachęcam, by
krok po kroku śledzić to, co dziś komponują muzycy. (Zachęcam też siebie samą,
codziennie!) Nawet, jeśli będzie nam trudno przebrnąć przez całe dzieło, to…
właśnie o to chodzi. Nie ma być łatwo i z góry, i podane na talerzu, i
zrozumiale. Muzyka ma być zdziwaczałym wierszem. Ma być ostranenie.
No comments:
Post a Comment